oto mój kraj |
Po przylocie do Kamerunu, do Yaounde najpierw byłą kontrola zdrowia- zamiast przez bramkę wykrywającą metal przechodziliśmy przez bramkę wykrywającą gorączkę. Potem kontrola książeczek szczepień.
To cud, że wszystkie nasze 33 walizki doleciały bez szwanku. A na lotnisko czekała na nas Pani Konsul RP z całą ekipą ludzi, ochroną, policją, szefową fundacji, która zafundowała nam bilety. Zapakowaliśmy walizki na samochód i w drogę.
Temperatura na lotnisku była ok i nie było komarów, więc mój optymizm rósł J
Obserwując drogę z okna samochodu myślę, że biedne kraje wszystkie wyglądają tak samo. Przydrożny handel, życie toczące się przy ulicy.
W domu Georga czekali na nas kolejni przyjaciele rodziny. Oni są tacy dumni z niego, że nie zapomniał o swoim kraju, że przywozi ze sobą przyjaciół, żeby leczyć rodaków. Niesamowite, w wielu momentach miałam łzy w oczach.
Pierwszy dzień pobytu zaczęliśmy oczywiście od zażycia malarone i przepakowania walizek. Po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać miasto. Raczej z okna klimatyzowanego busa niż na piechotę. Z wiadomych powodów. Naprawdę nie było białych na ulicach. Jedynie w dwóch bardzo chronionych hotelach. Brat Georga pokazywał nam wszystkie ambasady, budynki rządowe i stadion. I to tyle. W stolicy kraju nie ma nic! Pytaliśmy Georga czy chciałaby tu wrócić ale to było głupie pytanie J Patrząc na Yaounde. Zachciało nam się afrykańskich sukienek to pojechaliśmy na shopping. Stanowczo nie mój krój J. Na targu z pamiątkami jak w każdym ubogim kraju- turyści to żer dla sprzedawców. Oj to męczy.
Pojechaliśmy z wizytą do Pani Konsul. Piękny stary dom w afrykańskim, kolonialnym stylu z całą masą pamiątek z Polski. Prawie jak w domu. Pani Konsul jest moją imienniczką. Mieszka tu już ponad 30 lat. Oczywiście miłość do pilota spowodowała, że osiedliła się w Kamerunie. Bez niej na takich misjach byłoby ciężko. Tu trzeba wszystko załatwić z odpowiednim człowiekiem. Na przyjęciu na naszą cześć byli również ważni Panowie, generałowie, sędziowie. Tu trzeba kogoś znać.
W nocy poszliśmy do miasta na piwo. To było ciekawe doświadczenie. Sama nie wybrałabym się na pewno. Trafiliśmy do baru raczej dla bogatych Kameruńczyków. I to jest fenomen. My chcemy zobaczyć biedę, prawdziwe życie, a lokalni zabierają nas w miejscu najlepsze, chcą pokazać się od „najbogatszej” strony. Ale chyba mamy to samo, nie pokazujemy zapuszczonych, biednych dzielnic naszych miast. Zabieramy naszych gości tam, gdzie możemy się pochwalić.
aha komary jednak są ale latają wieczorem więc musimy się pilnować. No nic, co będzie to będzie.
Trochę długi ten wpis ale to tak jest jak dwa dni nie ma
internetu i potem trzeba nadrabiać.
niestety nie ładują mi się zdjęcia :( zatem więcej będzie jak będę miała lepszy net.
zestaw codzienny |
z Panią Konsul i GEorgem |
Mireczko, dobrze, że wszystko na razie ok. Czekam na dalsze relacje:) Trzymajcie się!
OdpowiedzUsuńMarta